Szacowany czas czytania tego postu to 7 minut
Do napisania artykułu zainspirowała mnie książka Michaeleen Doucleff pt. „Jak bez napięć wychować pewne siebie dziecko”, w której autorka podaje przykłady wychowania dzieci bez krzyków i agresji, stosowane w różnych zakątkach świata. Przybliża macierzyństwo Majów w Ameryce, plemienia Hadza w Afryce, Inuitów w Arktyce. Pokazuje, że rodzicielstwo nie wymaga zrzędzenia, stosowania kar i nagród, a także nie musi z punktu widzenia rodzicieli przybierać formy męczeństwa.
Wychowanie może być oparte na współpracy dziecka i dorosłego, bez dominacji żadnej ze stron. Rodzicielskie sukcesy
Inuitów opierają się na stwierdzeniu: „Jeśli dziecko źle się zachowuje, potrzebuje więcej spokoju i dotyku”,
a z kolei Majowie uważają, że „Jeśli dziecko źle się zachowuje, potrzebuje więcej obowiązków”.
Autorka dzieli się widzą na temat sposobów wykorzystania naturalnych predyspozycji dzieci, by osiągnąć rodzicielski sukces – wychować pewne siebie dziecko.
Bezstresowe wychowanie
Współcześnie uważa się, że rodzice praktykują bezstresowe wychowanie. Lata temu „dzieci i ryby głosu nie miały”, stąd dziś, młodzi próbują inaczej. Powszechnie znana definicja „bezstresowego wychowania”, (której nie rozumiem, bo chyba nikt nie chce stresować własnego dziecka?) opiera się na założeniu, że potrzeby dziecka są ważniejsze niż potrzeby dorosłych. Podkreśla apodyktyczny charakter dziecka i wyróżnienie go jako numer jeden na rodzinnym piedestale. W kontekście odżywiania dziecko decyduje, co będzie jadło, kiedy, jak, gdzie. Jednak nie może się to udać, bo dziecko nie ma dorosłych doświadczeń. Nie wie, co mu służy i zazwyczaj kieruje się wyglądem wizualnym produktów, np. wybierając chrupki z psim patrolem.
Wychowanie to osobista sprawa, w której nie ma jednej uniwersalnej recepty dostępnej dla wszystkich. Każdy z nas jest inny, po prostu ma inne doświadczenia, środowisko, usposobienie. Skoro przygotowanie do życia realizowane przez dorosłych różni się między rodzinami, to czy może być podobne między kulturami? Wspólny może być sposób odnoszenia się do dzieci. Co więcej, dotyczy to także modelu rodziny.
Przykładem może być odżywianie, w wielodzietnych rodzinach wszyscy jedzą przy wspólnym stole ten sam posiłek, ponieważ nie da się inaczej. Przede wszystkim posiłek przygotowany jest przez większość domowników, ponieważ istnieje potrzeba dużej ilości jedzenia, co za tym idzie, żadne gotowe produkty czy catering nie wchodzą w grę. Odmiennie sytuacja wygląda w przypadku modelu rodziny 2+1, czy 2+2, gdzie nierzadko wszyscy jedzą co innego, w dodatku w innym miejscu, bo jest na to przestrzeń. Porównując oba przykłady, można wysunąć wniosek, że wielodzietne rodzinny są mocno zżyte, a kontrola, o ile istnieje, jest kontrolą małżeńską.
Kiedy rządzimy dziećmi, podkopujemy ich pewność siebie i samodzielność… Gdy dajemy dzieciom autonomię i ograniczamy instrukcję do minimum, dajemy do zrozumienia, że są samowystarczalne i same potrafią poradzić sobie z problemami.1
Codzienny kołowrotek
Dzieci mają naturalną potrzebę pomagania rodzicom. Daje im to poczucie bezpieczeństwa poprzez przynależność do grupy, a co więcej, dobrze się przy tym bawią! Mówiąc wprost, uczą się poprzez zabawę. Pozwalając na uczestnictwo dziecka w wykonywaniu obowiązków domowych, np. krojenie owoców, wykładanie zakupów z siatek, nakrywanie do stołu, automatycznie przekazujemy sygnał – Jesteś równoważnym uczestnikiem domu. Co więcej, to naturalna sensoryczna integracja. Nie są potrzebne żadne zajęcia nastawione na rozwój dziecka, bo w domu naturalnie ich doświadcza. Co najważniejsze, dopuszczenie dziecka do świata dorosłych automatycznie wzmacnia poczucie jego własnej wartości. Daje wkład w życie rodzinne.
Wszelkie aktywności wybierane tylko dla dziecka, np. czyli szukanie sali zabaw, pokazują – Jesteś zwolniony z obowiązków domowych. Dziecko zabawiane non stop w młodzieńczym okresie ma nagle pomagać w domu, uczestniczyć w życiu rodzinnym. Pojawiają się krzyki i kłótnie. Pozwolenie więc najmłodszym uczestniczyć w domowych obowiązkach, uwzględniając ich wkład w gotowanie, bez nadmiernego chwalenia za proste czynności, bo to jedynie może osłabić naturalną motywację wewnętrzną. Dziecko widzi, że jego wkład w prace domowe jest pożądany i nie potrzeba szantaży. Jeżeli dziecko odmawia, to oznacza, że być może naciskane jest za bardzo.
Współpracować w rodzinie
Z moich obserwacji, zaburzenia odżywiania u nastolatek, szczególnie anoreksja w głównej mierze dotyczy szukania swojego miejsca w rodzinie poprzez nadmierną kontrolę własnego odżywania. Bruch opisywała, że u dzieci, którym rodzice wpajają poczucie nieudolności, może się rozwinąć anoreksja jako sposób na przywrócenie swojej władzy w rodzinie (…) szczególnie wyraźne u dzieci, jeśli matki uprzedzały ich każdą potrzebę, wiedziały kiedy dziecko jest głodne, spragnione lub zmęczone. Dzieci wychowywane przez pozornie „doskonałe” matki, które są cały czas wrażliwe na potrzeby dziecka, mogą nie być zdolne do rozpoznania i zrozumienia własnych stanów wewnętrznych.3
Współpracować w rodzinie, to pozwolić dziecku nakryć do stołu, pomieszać, nalać zupę chochlą, przynieść zakupy, rozładować zakupy, umyć owoce, pokroić warzywa itd., młodzieży przygotować posiłek, rozładować zmywarkę, zrobić zakupy itd.
Bliżej natury
Postęp cywilizacyjny odbiera dary Matki Natury, paradoksalnie zmuszając nas do życia w ciągłym niedoczasie. Poza tym, powiedzmy sobie szczerze, na podejściu naturalnym nie da się zarobić. Wiedzą o tym koncerny spożywcze i farmaceutyczne, które każdego dnia przekonują do swoich wyrobów.
Odchodzimy również od naturalnej predyspozycji wychowywania dzieci w kręgu i przez wiele różnych osób. Każdy mieszka oddzielnie, nierzadko z daleka od dziadków, cioć i wujków. Jednocześnie w związku z nadmiarem obowiązków uciekamy do szybkich rozwiązań. Dzieci coraz częściej nie widzą jak powstają produkty, jak przygotowane są posiłki. Cateringi, gotowe produkty, półprodukty miały pomóc, ułatwić, a w rzeczywistości możliwe jest, że stanowią przysłowiową oliwę dolewaną do ognia, robiąc tak zwaną krecią robotę. Dzieci nie mają możliwości „zobaczyć, jak to (jedzenie) powstaje„.
Zachęca się dzieci do zabawy zabawkami, a nie do pomocy w domu. Większa ilość zabawek ma zapewnić spokój rodzica
i rozwój dziecka. Tymczasem stymulowanie nadmierną ilością zabawek i zabaw ogranicza swobodą zabawę najmłodszych,
a stosowanie pochwał za oczywiste rzeczy może jedynie osłabiać wewnętrzną motywację.
„Niesłusznie sądzi się, że najlepiej może rozwijać się dziecko mające jak najwięcej zabawek i środków pomocniczych. Wręcz przeciwnie, nieuporządkowana mnogość przedmiotów na nowo obciąża duszę chaosem i przygnębia ją poczuciem zniechęcenia.” [M.Montessori]
Podsumowując,
przykładów nie musimy szukać daleko. Myślę, że gdyby cofnąć się do dwóch pokoleń wstecz, można byłoby zauważyć różnicę w podejściu do wychowywania dzieci. Z Waszych opowieści wynika, że wracając ze szkoły do domu, obierało się np. ziemniaki, a będąc na podwórko, kiedy mama z balkonu krzyczała: „Obiad!”, jeśli ktoś był głodny, to wracał do domu, a jeśli nie był, to nikt go do tego nie zmuszał. Dziś zdarza się, że dosłownie ktoś stoi nad głową dziecka i bije brawo za zjedzenie obiadu.
Żeby coś się zmieniło, potrzeba coś zmienić. Nie zmienimy dziecka, możemy zmienić zachowania dorosłych. Doskonale ujął to Jasper Jull: „Największą stratą dzieci w ostatnim trzydziestoleciu jest fakt, że nie istnieje dla nich żadna przestrzeń wolna od dorosłych. Nie ma już drzewa na podwórku, gdzie mogłyby przebywać same.
Dawniej dzieci kształtowały swoje kompetencje społeczne w zabawie i komunikacji z innym dziećmi. Takiej możliwości już prawie nie mają, bo nawet kiedy są razem, to dookoła stoją dorośli, którzy się do wszystkiego wtrącają. Na dodatek, często są oni tak romantycznie lub idealistycznie usposobieni, że nie tolerują żadnych konfliktów.
Niewesoło jest być dzisiaj dzieckiem z tymi dorosłymi, którzy nie odstępują ich na krok. A przy tym zaczyna się w różnych środowiskach pedagogicznych mówić, że dzieci mają wielką potrzebę granic. To po prostu trudne do uwierzenia, bo życie dzieci nigdy nie było bardziej ograniczone niż teraz. Dorośli są przez cały dzień przy nich i je kontrolują.”
Silne, zdrowe fizycznie i psychicznie dzieci potrzebują silnych przewodników – rodziców.
Piśmiennictwo
1M. Doucleff, Jak bez napięć wychować pewne siebie dziecko, 2022, Warszawa.
2J. Juul Przestrzeń dla rodziny, 2012, Warszawa
3Bruch H. (1985). Four decades of eating disorders. [W:] D.M. Garner, P.E. Garfinkel (red.), Handbook of Psychotherapy for Anorexia Nervosa and Bulimia. New York: Guilford Press.